Przed połową
lat sześćdziesiątych związki z muzyką folk, elektrycznym
bluesem, rhytm’n’bluesem sprawiły, że postrzegano rock jako
kolejny wariant muzyki popularnej. Jednakże niedługo już zaczęto
zauważać w rocku nowe wartości, gdyż decydującym staje się
aspekt rytmiczny, którego nie sposób zapisać oraz brzmienie. Te
nowości sprawiają, że punkt ciężkości przesuwa się w dwóch
kierunkach: w stronę koncertu, w którym dominują pradawne funkcje
plemienne (komunikacja pierwotna, silny aspekt chóralny, zbiorowy),
oraz w stronę płyty, która coraz bardziej staje się miejscem
eksperymentowania z muzyką „niemożliwą do wykonania” na żywo.
Także przełom lat 50’-60’ to czasy, w których nastąpił duży
postęp techniczny na rynku muzycznym w zakresie techniki
nagraniowej, a także w unowocześnieniu niektórych instrumentów. W
ten sposób muzycy rozpoczęli swoje muzyczne eksperymenty, a
rock’n’roll ostatecznie sprawił, że nośnik, jakim jest płyta,
stał się najważniejszym ogniwem w muzycznym procesie, któremu z
czasem musiano podporządkować występ na żywo.
![]() |
Jim Morrison |
Razem
z duchem czasów szły więc występy muzyków. Były one swego
rodzaju rytuałem plemienia, skupionego wokół swego plemiennego
centrum, tutaj wokół muzyków, którzy swoją muzyką, słowem oraz
ruchem rozpalali symboliczny ogień. Wokalista stawał się szamanem,
pozostali muzycy – magicznymi instrumentami szamana, poprzez które
czarownik wprowadza tłum w trans, zaklinał plemienną
rzeczywistość, był wieszczem, uzdrowicielem, przewodnikiem, a
czasami bywał też i nauczycielem. Sam Jim Morrison z legendarnej
kapeli rockowej The Doors, uważał, że dusza zmarłego indiańskiego
wodza zamieszkała w jego ciele, kiedy był dzieckiem. „Głos
Morrisona przypominał rzężenie, wchodzenie w trans, był próbą
zatrzymania upływu czasu (...), czasami zupełnie zmieniał głos
(...), co stwarzało wrażenie, jakby śpiewały dwie różne osoby –
wtedy naprawdę symulował opętanie. Był to rzeczywiście rytuał.
Wraz z nim rock osiągał, czy raczej ostatecznie ujawniał, swój
aspekt atawistyczny, nieświadomie związany z pradawną tradycją,
której był dziedzicem”*.
Muzycy rockowi zaczęli przyodziewać
coraz bardziej skąpe, często obcisłe ubrania, co z czasem
zaowocowało w sceniczną charakteryzację współgrającą z
wirtuozerią ruchów i choreografią poczynań muzyków na scenie
(np. słynne podpalenie gitary przez Jimiego Hendrixa w czasie
wykonywania utworu „Wild Thing”, dokończenia na niej utworu, po
czym roztrzaskanie gitary o scenę). Publiczność zawsze czuła się
po takich występach jak zaczarowana. Nawet sami przeciwnicy rocka
uważali, że muzycy uprawiają czarną magię, czym tak naprawdę przyczyniali się do jeszcze większego zainteresowania danymi
wykonawcami.
![]() |
Jimi Hendrix |
Wspaniałego
wytłumaczenia „dzikości” muzyków i publiczności na koncertach dokonał E.
Cassirer, mówiąc, iż brak racjonalności nie czyni tych ludzi mniej ludzkimi, albowiem człowiek jako istota myśląca musi w jakiś
sposób odnieść się do napotkanych problemów, a wszystkie te
pierwotne przejawy tańca w świecie zurbanizowanym odnoszą się do myślenia mitologicznego, głęboko zakorzenionego w jaźni człowieka
i niezupełnie zatraconego w trakcie procesów cywilizacyjnych.
CDN
* G. Castaldo, Ziemia Obiecana..., Kraków 1997, s. 158
----------------------------------------------------------
Źródła:
E. Cassirer, Esej o człowieku. Wstęp do
filozofii kultury, Warszawa 1998
G.
Castaldo, Ziemia Obiecana. Historia rocka 1954-1994, Kraków
1997
Czytaj również: