piątek, 16 listopada 2012

STOIMY W CIEMNOŚCI, OTOCZENI ŚWIATŁEM, czyli postawa człowieka wobec obcości

Współcześnie żyjemy w czasach, kiedy granice pomiędzy państwami ulegają zatarciu. Oczywiście, różnice narodowe zostają, jednakże są one widoczne jedynie dla sympatyków obcych kultur lub dla turystów, którzy musieli słono zapłacić za przewodnika i tłumacza po najciekawszych miejscach danego kraju. Dla pozostałych ludzi, szczególnie w Polsce, sąsiednie państwa to takie same miejsca jak gdzie indziej, przepełnione globalną kulturą medialną, noszącą się podobnie, słuchającą takiej muzyki jaką emitują nawet za oceanem. Właśnie poprzez media inne kultury, obyczaje, narody są nam przybliżane w konkretnych programach podróżniczych, naukowych, hobbystycznych, a nawet w tych rozrywkowych edycjach. W ten sposób nie mamy większego poczucia obcości z tymi kulturami, a wręcz odwrotnie – zapoznajemy się z nią poprzez różnego typu pośredników.
Zawiązanie Unii Europejskiej i stopniowe przyjmowanie kolejnych państw jest idealnym przykładem na to, jak zmienia się obraz zróżnicowania kulturowego w Europie. Wspólne interesy państwowe, wspólna waluta dla większości krajów, wspólna siedziba Rady Europejskiej w Brukseli, jeden hymn i flaga unijna. Szereg przedsięwzięć związanych z przynależnością do wspólnoty europejskiej, takie jak różnego typu festiwale muzyki, kultury, sztuki mają na celu przybliżenie nam Europy i jej specyfiki. W taki oto sposób, w coraz to mniejszym stopniu wydaje nam się ona obca i niezrozumiała.
Po przyjęciu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku, otwarły się dla nas i naszego kraju drzwi do zachodniej strony kontynentu. Poszczególne państwa otworzyły dla nas swój rynek pracy, zachęcając również do związania z tym miejscem i krajem swojego życia rodzinnego. Coraz więcej ludzi decyduje się na takie życiowe przedsięwzięcie, nawet jeśli nie znają języka i nie posiadają żadnych znajomych w tej części Europy, u których mogliby szukać jakiejkolwiek pomocy. Niestety, ogniska Polaków bytujących w danym kraju na ogół nie są w stanie udzielić oczekiwanej pomocy, a nawet gorzej, to oni najczęściej szkodzą swoim rodakom bojąc się, iż z czasem ta jednostka może zaszkodzić ich własnej „karierze”.
Znany dziennikarz i podróżnik, nieżyjący już Ryszard Kapuściński, napisał w jednej ze swoich książek: „Stoimy w ciemności, otoczeni światłem”1. Jednym zdaniem opisał postawę człowieka wobec świata. Człowieka, który lęka się wyjrzeć poza swoje mury, poznać to co jest mu obce i postarać się z tym zaznajomić. Istota mająca opory przed wyciągnięciem rąk i poczucia, empirycznego zapoznania się z otoczeniem z którym tak na prawdę powszechnie obcuje.
Oczywistym jest, że problematyka „obcości” występuje w różnych kategoriach: od pojedynczej jednostki, grupy społecznej, nacji, po wiarę i poglądy, itd. Wiadomo również, iż nasilenie tego problemu było inne w starożytności, w czasach zamierzchłych, a zupełnie odmienne współcześnie. Dla przykładu Wielkie Odkrycia Geograficzne w XVI wieku, gdzie Europejczycy włożyli duży wkład w jak najefektywniejsze wykorzystanie obcych kultur dla własnych korzyści (złoto, produkty dla eksportu, siła robotnicza, przywłaszczanie sobie ziem należących do plemion tubylczych), przy okazji w jednostronny sposób szerzyli oni wśród ludów plemiennych swoją kulturę, religię, a tymczasem zsyłali na zatracenie dobytek cywilizacyjny ludności egzotycznej, uważając go za niegodny, uprzedzony i w każdym calu gorszy od swojego. W przypadku poznawania kultury ludów „podbitych” Europejczycy robili to tylko po to, aby rozłożyć na pojedyncze składniki tę kulturę i podjąć „strategię niszczenia obcości”, a wpajania swoich kulturowych idei, aby „ucywilizować dzikość”.
Jeszcze wcześniej, słynny grecki przywódca i strateg, Aleksander Wielki, podbijając Persję przedstawiał się jako król Azji i „(...) postanowił, że jeśli ma utrwalić rządy swoje i swych następców nad podbitym imperium, musi sypnąć talentami i zapewnić sobie lojalność tradycyjnej irańskiej klasy rządzącej. (...) Przyjął wersję szat królewskich i rozpoczął rekrutację zachodnich Irańczyków do swej, jak dotąd wyłącznie macedońskiej, jazdy hetajrów”2. W ten oto sposób, wielki dowódca chciał zjednać sobie podbite królestwo, okazać zamieszkującemu je ludowi swój szacunek dla ich narodowości, obyczajów oraz ogólnej kultury. Nie zamierzał niszczyć albo wymazywać z nich kulturowych obyczajów. Oczywiście, miał przy tym swoje militarne powody, aby poszerzyć swoje wojsko o irańskich żołnierzy. Ustawiając swoich przyjaciół na urzędniczych stanowiskach oraz zaślubiając ich z irańskimi kobietami, chciał dokonać zjednoczenia tych dwóch, obcych sobie i do niedawna wrogo nastawionych kultur.
W historii świata znajdziemy wiele przypadków odnośnie państw, królestw, władców, wielkich cywilizacji, które albo działały przeciwko obcym sobie narodom, lub też odwrotnie, dążyły do integracji, scalenia, obopólnego przekazania sobie swoich kulturowych osiągnięć, itp. Obecnie większość państw świata dąży do zjednoczenia, jednakże odmiennie niźli było w poprzednich epokach, dzisiaj starają się one dokonywać tego przedsięwzięcia w bardziej pokojowych warunkach. Zawiązywane unie wspomagają się nawzajem, tworzą korelację na zasadzie wspólnoty sił, głosów i interesów. Stwarza to ogromne szanse dla ludzi zamieszkujących dane państwa w związku z poszerzaniem swoich własnych horyzontów doświadczeń, szczególnie jeśli chodzi o kulturę. Człowiek nie powinien zamykać się w obrębie czterech stron geograficznych swojego państwa. Owszem, istotne jest najpierw wiedzieć coś o sobie i swojej ojczyźnie, na świecie żyje jednak kilka miliardów ludzi o swojej własnej, specyficznej kulturze, którą warto znać przynajmniej w teorii.
Dzisiejsze osiągnięcia technologiczne w dużym stopniu ułatwiają dostęp do poznawania wszelkich wyodrębnionych zjawisk społecznych i kulturowych. Nasza wiedza z każdym kolejnym dziesięcioleciem powiększa swoje obręby, aktualnie sięgając nawet pewnych części kosmosu. Pomimo, gdy jawi się nam coś zupełnie nowego, obcego, niezidentyfikowanego, to na pole wkracza cała kompania specjalistów i naukowców próbujących przebadać dane zjawisko, a media informują nas na bieżąco o najnowszych odkryciach na świecie, czy jakichś poważniejszych zajściach, to człowiek wciąż, jako pojedyncza jednostka, będzie musiał walczyć z samym sobą, aby też nie ograniczać siebie samego i wyjrzeć poza swój własny krąg dotykając, a raczej dążąc do styczności z czymś co jest „obce”. Taka osoba przekona się wtedy, że to, co było dla niej tym „obcym”, może się nagle okazać bardzo bliskim i istotnym sensem jego istnienia, albowiem człowiek nie żyje tylko dla siebie, ale dla pozostałych ludzi, których najpierw trzeba poznać, a dopiero później oceniać. 

Przypisy i literatura:
1 R. K a p u ś c i ń s k i, Podróże z Herodotem, Znak, Warszawa 2004
2 P. C a r t l e d g e, Aleksander Wielki, Bellona, Warszawa 2005, s.177-178 >
R. Ingarden, Książeczka o człowieku, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001
E. Nowicka, Świat człowieka – świat kultury, PWN, Warszawa 2006, r.11>
G. Parker (red.), Ilustrowana Historia Świata, Świat Książki, Warszawa 1995, r.16-17

sobota, 25 sierpnia 2012

Wpływ Kościoła na polską demonologię ludową


   Tak zwane myślenie zabobonne czy magiczne dawno, dawno temu było po prostu religią ludową. Różniła się ona diametralnie od współczesnej religii chrześcijańskiej, która w okresie IX-XIII wieku szerzyła swoje wpływy na ziemiach słowiańskich. Powstała wtedy tzw. dwuwiara, będąca niczym innym jak praktykowaniem dawnych „pogańskich” obrzędów religijnych równolegle z chrześcijańskimi.
   Pogaństwo ludowe we wszystkich aspektach łączyło się z naturą. Człowiek oddawał cześć wszystkiemu temu co pozwalało mu żyć. Przyroda jawiła się w dobrych i złych stronach: to co napawało człowieka lękiem, czego nie mógł pojąć, wiązało się najczęściej z nocą, ciemnością i ogólnym niebezpieczeństwem, natomiast to co jasne, przynosiło korzyści zapewniając pewien dobrobyt i utożsamiane było z tym dobrym pierwiastkiem. Dualizm natury przedstawiał się następująco: dobro odpowiadało za życie i witalność, a zło za śmierć i rozkład. W ten oto sposób powstał w wyobrażeniach ludu szereg bóstw i demonów, którym przypisywano pewne znaczenia związane, np. z ogniskiem domowym, zjawiskami atmosferycznymi, z narodzinami, śmiercią, itd., a współcześnie nazywane są one demonologią ludową.

Różne wcielenia diabła "Boruty" z kolekcji Muzeum w Łęczycy,
fot.  www.muzeum.bedzin.pl

  Wraz z rozpowszechnianiem się chrześcijaństwa przejmowano jego symbolikę. Stworzenie świata zawdzięczano dobru i złu, więc wiązało się to z ideą dwóch porządków świata: boskiego i diabelskiego. Wierzono, że ludzi stworzył Bóg, a demony były wytworem diabelskich sił.
A.Fischer podzielił polskie diabły na dwie grupy: diabły kościelne i diabły przekształcone z wierzeń ludowych. Te drugie często pochodziły z wiary w dobrych opiekunów gospodarstw domowych, którym „należało (..) w kącie izby lub w sieni stawiać trochę jadła, a one zapewniały domowi pomyślność i dobrobyt”*. Dlaczego więc Kościół uznał te „dobre duchy” za wytwór szatana? Odpowiedź jest bardzo prosta, gdyż naruszając spokój tychże demonów (skrzatów, chobołdów, stworów), nie odwdzięczając się im za pomoc potrafiły być bardzo złośliwe. Taki np. chobołd przybierał różne formy, najczęściej zwierzęce, pod których postacią potrafił wyrządzić wiele szkód w gospodarstwie, w wypadku kiedy zabito takie „zwierzę” gospodarstwo marniało, a właścicieli opuszczało szczęście. Było to działanie przeciw człowiekowi, więc na pewno szatańskie. W taki też sposób Kościół uświadamiał środowisku wiejskiemu istnienie piekła i szatana.
Anioły, miały sprawować pieczę nad człowiekiem, każdy człowiek posiadał swojego indywidualnego opiekuna, wprawdzie nie mógł go zobaczyć ani usłyszeć, jednakże jego działanie można było niejednokrotnie odczuć, kiedy tylko pomagał wyjść z jakiejś trudnej sytuacji, albo ostrzegał przed niebezpieczeństwem, itp. Powoli, z pewnymi udogodnieniami, symbolika chrześcijańska utrwalała się w świadomości ludowej. Wszelakie złe demony podporządkowane były jednej mocy szatana, za to demony dobra były zwierzchnikami mocy anielskiej.
"Chrystus frasobliwy",
polska sztuka ludowa,
fot. H. Przondzionko
   Jednym z najtrudniejszych do pojęcia aspektów dla ludności wiejskiej i małomiejskiej, w wierze chrześcijańskiej, była Trójca Święta. Pojęcie Boga w trzech osobach wydawało im się trochę nielogicznie (w końcu w rodzimej wierze każdemu zjawisku odpowiadał tylko jeden demon), jednak stwierdzenie, że Bóg Ojciec jest władcą świata, Jezus „Bogiem ludzi”, a Duch Święty mocą sprawczą Boga, znacznie ułatwiło pojęci koncepcji „trzy w jednym”.
Kościół propagował wiarę w porwanie duszy grzesznego człowieka przez diabła. W tym wypadku ludzie zabezpieczali się przed tym różnego rodzaju relikwiami i modlitwami. Nie używali także słów takich jak: "czart", "diabeł" czy "szatan" by przypadkiem nie przywołać ich do siebie, zastępowali je więc sformułowaniami: „zły”, „czarny” czy „kusy”.

   Forma wierzeń ludowych uległa pewnym zmianom. Pewnym, albowiem wciąż odwoływały się one do tych samych zjawisk. W formie chrześcijańskiej była ona uogólniona do dwóch wiodących sił: dobro i zło, które rządziły światem. Zakres rodzimych wierzeń był nieco szerszy, każdemu zjawisku przysługiwał jakiś demon, półdemon czy duch i niejednokrotnie potrafiły one pomagać jak i działać na szkodę człowieka.
Każda z tych wiar zawierała momenty magiczne: modlitwy, przedmioty poświęcone bóstwu czy świętemu, zarówno jedna i druga łączyła się z elementami mistycznymi (msza święta jak i obrzędy ludowe). Wymieszanie elementów dawnych wierzeń z chrześcijańskimi przyczyniło się do zaniku tożsamości religii ludowej. Od tej pory zaczęto ją nazywać po prostu katolicyzmem ludowym czy też katolicyzmem Polskim.

   Wprowadzenie wiary chrześcijańskiej pośród ludność wiejską i małomiejską przyczyniło się jedynie do poszerzenia pewnych praktyk religijnych tych społeczeństw, urozmaicenia szeregu Świętych (którzy są po prostu wzorami do naśladowania w wierze i postępowaniu chrześcijańskim pokazując, że Bóg nagradza tych, którzy mu oddają cześć), jak również spowodowało wyniszczenie rodzimej wiary, z której odtworzeniem boryka się wielu badaczy kultury na równi ze współczesnymi, zafascynowanymi różnorodnością i baśniowym pięknem tejże religii, zwykłymi ludźmi.
Z drugiej strony elementy religii chrześcijańskiej pozwoliły na zetknięcie się ze sobą mieszkańców pobliskich wsi, na utrwalenie sztuki ludowej poprzez nawiązanie do tejże religii i rozpowszechnienie pięknego kultu istot anielskich, które towarzyszą nam po dziś dzień w naszej świadomości, kulturze, sztuce.

Zatem nie da się jednoznacznie określić wpływu Kościoła na polską rodzimą wiarę. Na pewno była ona pozytywna dla rozwoju społecznego wsi. Kto wie jakby wyglądała współczesna religia chrześcijańska gdyby nie elementy powstałe poprzez jej styczność z ludowością? Na pewno nie byłaby tak barwna jak dzisiaj. 


----------------------------------------------------------
* L.J. Pełka, Polska demonologia ludowa, Warszawa 1987, s.128

sobota, 5 maja 2012

Żywa historia w programach telewizyjnych


   Jestem fanką programów BBC prowadzonych przez Ruth Goodman, Alexa Langlandsa i Petera Ginna. Początkowo natknęłam się na Victorian Farm w Anglii i od razu zafascynowałam się pomysłem na program, w którym grupa historyków i archeologów odtwarza angielskie życie na wsi z końca XIX wieku. Po powrocie do Polski okazało się, iż na kanale Viasat History emitowana jest inna seria dokumentu wyżej wymienionej trójki, tym razem grupa ta odtwarza życie Anglików na wsi w okresie edwardiańskim, czyli z początku XX wieku. Anglicy są bardzo płodni względem telewizyjnego odtwórstwa historii, dla przykładu jest program, w którym grupa ludzi buduje rzymską willę wykorzystując surowce i techniki stosowane przez Rzymian na brytyjskich ziemiach.

W Polsce również działają grupy historyków i archeologów, którzy eksperymentalnie starają się zgłębić jakąś kulturę poprzez jej codzienne odtwarzanie. Spotkamy więc Słowian, ludzi z epoki kamienia, Wikingów, odtwórców czasów średniowiecznych, Indian, itp. Jedne grupy odcinają się od społeczeństwa na dłuższy czas i zgłębiają tajniki żywej historii, inne odtwarzaniem wybiórczo zajmują się w domu a następnie na tematycznych zjazdach, np. w Wolinie czy Biskupinie, gdzie przez kilka dni żyją jak dawne ludy i prezentują się turystom.
Najbardziej ciekawi mnie kiedy w Polsce zostanie zrealizowany projekt telewizyjny niczym "Victorian Farm" w Anglii. Dla przykładu skansen w Wolinie corocznie od kwietnia do września organizuje kilkudniowe imprezy warsztatowe podczas których prezentowane jest życie codzienne Słowian wczesnośredniowiecznych i myślę, że jest to idealny materiał na serial dokumentalny rodem z BBC.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Kult i mit cargo

 Najczęściej występuje na obszarze Melanezji oraz Nowej Gwinei, miejsce odnalazł również pośród Indian Ameryki Południowej – kult cargo, czyli kult ładunku towarowego przywożonego przez statki oraz samoloty z wiarą, iż jest to dar z niebios pod postacią dóbr materialnych, które zapewnią plemionom przewagę nad „białymi”.
Cargo Cult Runway by Tomoran
  Mit cargo to nic innego jak zmitologizowana rzeczywistość, która przeplata mitologię plemienną z realnymi faktami w celu wyjaśnienia aktualnego położenia danego plemienia.  Początki tego kultu datuje się na wiek XIX, jednak prawdziwej genezy należy się doszukiwać już w pierwszych kolonizacji Oceanii oraz Ameryki, kiedy biały człowiek ze swoimi statkami przybył na plemienne ziemie i je zdominował. Pośród Indian Shipibo-Conibo istnieje zanotowany mit z 1940 roku mówiący o przekonaniu danego plemienia, iż broń palna, łodzie motorowe oraz inne wynalazki białych ludzi są rzeczami zagrabionymi Inkom, którzy powracają do władzy. 
   Wiara w tego typu mity to próba zdobycia mocy białych ludzi, która z pewnością mieści się w przedmiotach przez nich używanych i przez to dająca białym przewagę nad Indianami. Ponadto mitowi cargo towarzyszy przekonanie, iż magiczne przedmioty, które obecnie używają biali, są rzeczami wytworzonymi przez bogów, przodków oraz bohaterów plemiennych i dlatego powinny wrócić do ich prawowitych właścicieli, czyli w tym przypadku Indian, którzy z powodu braku tych przedmiotów żyją w ubóstwie i poniewierce. Podobne wierzenia występują we wspomnianej na początku Melanezji tyle, że na tym obszarze lokalne plemiona budują pasy startowe oraz lądowiska dla samolotów i nabrzeża portowe dla statków z wiarą, iż w końcu zawiną do nich samoloty oraz statki ze swoimi ładunkami od bogów.
   Kult cargo i towarzyszące mu mity plemion zamieszkujących lasy tropikalne i sawanny, są wytworem nadziei tych ludów na lepszą przyszłość niż czasy obecnego wyzysku, śmierci oraz zagrabianiu plemiennych terytoriów przez białych.

   W trudnych sytuacjach każda zbiorowość ludzka szuka odpowiedzi na nurtujące ją pytania i problemy w mitach.



------------------------------------------------------------------
ŹRÓDŁA:
A. Posern-Zielińska, Utopia "cargo", mit zbawcy i nadzieja nowego kultu, za: W kręgu religii pozaeuropejskich, pod red. A. Mrozek-Dumanowskiej, Książka i Wiedza, Warszawa 1985

czwartek, 22 marca 2012

folk'n'roll cz.2

     Przed połową lat sześćdziesiątych związki z muzyką folk, elektrycznym bluesem, rhytm’n’bluesem sprawiły, że postrzegano rock jako kolejny wariant muzyki popularnej. Jednakże niedługo już zaczęto zauważać w rocku nowe wartości, gdyż decydującym staje się aspekt rytmiczny, którego nie sposób zapisać oraz brzmienie. Te nowości sprawiają, że punkt ciężkości przesuwa się w dwóch kierunkach: w stronę koncertu, w którym dominują pradawne funkcje plemienne (komunikacja pierwotna, silny aspekt chóralny, zbiorowy), oraz w stronę płyty, która coraz bardziej staje się miejscem eksperymentowania z muzyką „niemożliwą do wykonania” na żywo. Także przełom lat 50’-60’ to czasy, w których nastąpił duży postęp techniczny na rynku muzycznym w zakresie techniki nagraniowej, a także w unowocześnieniu niektórych instrumentów. W ten sposób muzycy rozpoczęli swoje muzyczne eksperymenty, a rock’n’roll ostatecznie sprawił, że nośnik, jakim jest płyta, stał się najważniejszym ogniwem w muzycznym procesie, któremu z czasem musiano podporządkować występ na żywo.
Jim Morrison
     Razem z duchem czasów szły więc występy muzyków. Były one swego rodzaju rytuałem plemienia, skupionego wokół swego plemiennego centrum, tutaj wokół muzyków, którzy swoją muzyką, słowem oraz ruchem rozpalali symboliczny ogień. Wokalista stawał się szamanem, pozostali muzycy – magicznymi instrumentami szamana, poprzez które czarownik wprowadza tłum w trans, zaklinał plemienną rzeczywistość, był wieszczem, uzdrowicielem, przewodnikiem, a czasami bywał też i nauczycielem. Sam Jim Morrison z legendarnej kapeli rockowej The Doors, uważał, że dusza zmarłego indiańskiego wodza zamieszkała w jego ciele, kiedy był dzieckiem. „Głos Morrisona przypominał rzężenie, wchodzenie w trans, był próbą zatrzymania upływu czasu (...), czasami zupełnie zmieniał głos (...), co stwarzało wrażenie, jakby śpiewały dwie różne osoby – wtedy naprawdę symulował opętanie. Był to rzeczywiście rytuał. Wraz z nim rock osiągał, czy raczej ostatecznie ujawniał, swój aspekt atawistyczny, nieświadomie związany z pradawną tradycją, której był dziedzicem”*.
       Muzycy rockowi zaczęli przyodziewać coraz bardziej skąpe, często obcisłe ubrania, co z czasem zaowocowało w sceniczną charakteryzację współgrającą z wirtuozerią ruchów i choreografią poczynań muzyków na scenie (np. słynne podpalenie gitary przez Jimiego Hendrixa w czasie wykonywania utworu „Wild Thing”, dokończenia na niej utworu, po czym roztrzaskanie gitary o scenę). Publiczność zawsze czuła się po takich występach jak zaczarowana. Nawet sami przeciwnicy rocka uważali, że muzycy uprawiają czarną magię, czym tak naprawdę przyczyniali się do jeszcze większego zainteresowania danymi wykonawcami.
Jimi Hendrix
   Wspaniałego wytłumaczenia „dzikości”  muzyków i   publiczności na koncertach dokonał E. Cassirer, mówiąc, iż brak racjonalności nie czyni tych ludzi mniej ludzkimi, albowiem człowiek jako istota myśląca musi w jakiś sposób odnieść się do napotkanych problemów, a wszystkie te pierwotne przejawy tańca w świecie zurbanizowanym odnoszą się do myślenia mitologicznego, głęboko zakorzenionego w jaźni człowieka i niezupełnie zatraconego w trakcie procesów cywilizacyjnych.

CDN

G. Castaldo, Ziemia Obiecana..., Kraków 1997, s. 158
----------------------------------------------------------
Źródła:
E. Cassirer, Esej o człowieku. Wstęp do filozofii kultury, Warszawa 1998
G. Castaldo, Ziemia Obiecana. Historia rocka 1954-1994, Kraków 1997

Czytaj również:

środa, 21 marca 2012

folk'n'roll cz.1


   Pojawienie się muzyki rockowej było pierwszym zjawiskiem w kulturze o zasięgu globalnym. Nikt nie ma wątpliwości, że muzyka ta narodziła się w Ameryce, a jej początków trzeba się już doszukiwać w amerykańskiej piosence ludowej, będącej kroniką amerykańskiego życia epoki – osiedlania się na nowych ziemiach, poznawanie nowego kontynentu, walka z nieznanymi jeszcze żywiołami, równość szans perspektywicznych wszystkich emigrantów. 
Voodoo Dance - Haiti 
Za najsłynniejszą postać pośród amerykańskiej piosenki ludowej, uchodzi dziś Woody Guthrie (1912-1963). Guthrie, krążąc po całym kraju wykorzystywał formy folkowe i talking bluesa zostając w pewnym sensie pierwszym pieśniarzem, który wykorzystał piosenkę, by poruszyć tematy polityczne. W jego piosenkach z wyprzedzeniem pojawiają się tematy, który staną się integralnym elementem filozofii ruchów młodzieżowych lat sześćdziesiątych (kontrkultura). Ameryka zawiera niemal wszystkie narodowości świata, stąd też bardzo widoczna jest w tamtejszej muzyce synkretyzacja różnych elementów kulturowych. Gino Castaldo pisząc o historii muzyki rockowej, zwraca szczególną uwagę na muzykę czarnoskórej społeczności, która dostarczyła jej wielu fundamentalnych kluczy, m.in. silną integrację pierwiastka psychicznego i cielesnego, fizyczność, przyjemność estetyczną, a także zbiorowe uczestnictwo. Odwołania w muzyce rockowej są pierwotnym dziedzictwem muzyki czarnej, od pieśni pracy w Ameryce Północnej, po magiczne rytmy Brazylii i haitańskie voodoo. Chociaż Murzyni w Ameryce ulegli akulturacji w środowisku, odziedziczyli z Afryki zupełnie inny sposób postrzegania muzyki, który bez problemu można odnaleźć w dwóch głównych nurtach ich kultury: laickim i religijnym, których to efektem będzie jazz – triumf momentów twórczych, blues – szczyt folkowej poezji, gospel – pogańska kontrabanda w chrześcijańskich kościołach. Najważniejszym jest jednak fakt odziedziczenia przez rock niektórych tych elementów, poprzez które udało mu się zbudować wyjątkową, rytualno-plemienną relację w odbiorze muzyki oraz w stosunkach pomiędzy wykonawcą a odbiorcą.
Bob Dylan
   Przełom lat 50’-60’ to czasy, w których nastąpił całkowity zwrot w stronę innego, bardzo ważnego nośnika kulturowego, jakim było słowo. W tej płaszczyźnie królował Bob Dylan (ur.1941), folkowy artysta, który włączył się w niewinne, dzikie początki rocka, by wynieść go na szczyty możliwości ekspresyjnych, fantom wolności, jaką w tamtych czasach ujrzano w rock’n’rollu. Jego folkowa poezja spotkała się z dziejowym ruchem na skalę globalną, jaką była kontrkultura, oraz z tym całym pokoleniem, które poszukiwało swoich nowych wieszczów. 
grupa hipisów z San Francisco
   Kontrkultura to spontaniczny ruch młodzieżowy powstały na przełomie tal 60’–70’ w Stanach Zjednoczonych oraz w Europie Zachodniej. Charakteryzowała się niezależnie powstającymi ruchami (np. ruch ekologiczny), z czasem przyjmując o wiele szerszy zasięg obejmujący wiele warstw społecznych. Głównym założeniem ideologii kontrkulturowej był powrót do tego co w człowieku naturalne, czyli do własnej cielesności i duchowości, a przede wszystkim głoszenie równości praw wszystkich ludzi na świecie. Odrzucono jakiekolwiek orientacje religijne kierując się raczej ku duchowej filozofii, jak np. buddyzm, taoizm, itp. Zainteresowano się również magią pierwotną i wszelkiego typu odpowiednikami rytuałów plemiennych, które miały zbliżyć do siebie daną społeczność. Również sam fakt zakładania różnego typu komun nawiązywał do tradycji plemiennych. To właśnie ten wielki przewrót w kulturze XX wieku przyczynił się do ewolucji w zakresie poszerzania horyzontów zainteresowań muzyków, szczególnie tych rockowych, którzy uwielbiali eksperymentowanie w doznaniach muzycznych.
CDN

--------------------------------------------------------------------------
Żródła:
Gino Castaldo, Ziemia Obiecana. Historia rocka 1954-1994, Kraków 1997
Aldona Jawłowska, „Kontrkultura”, [w:] Encyklopedia kultury polskiej XX wieku : pojęcia i problemy wiedzy o kulturze, pod red. A. Kłoskowskiej. Wrocław, 1991


Czytaj również:
FOLK'N'ROLL cz. II



niedziela, 18 marca 2012

Mondo cane

plakat pochodzi ze strony
www.wrongsideofheart.com


Śmierć ma różne oblicza, jedną z nich jest kultura, w której się wychowaliśmy. Takie właśnie oblicze ukazuje nam film Mondo cane włoskiego reżysera Gualtiero Jacopettiego. W filmie tym zostają nam przedstawione różne kultury świata i ich obyczaje, przede wszystkim związane ze śmiercią. Dla przykładu obserwujemy jak w Chinach rodzina zbiera się na ucztę i czeka, by zacząć biesiadowanie, a tymczasem w budynku obok umiera bliska im osoba, pozostawiona samej sobie, bezbronna i czekająca na śmierć. Rodzina tejże osoby nie może doczekać się ... stypy, dlatego też odprawiane są różne obrzędy, które rzekomo mają tę śmierć krewnego przyspieszyć. Film jednak nie ogranicza się do smutnych, okrutnych scen śmierci. Celem reżysera Mondo cane jest raczej zaszokowanie widza, zwrócenie mu uwagi, że na świecie, czasem tuż obok niego istnieje społeczeństwo, które praktykuje zachowania chwiejnie balansujące lub po prostu nie mieszczące się w pojęciu zachowania etycznego "ludzi cywilizowanych", są to na przykład dewiacje, zboczenia następnie nazywane sztuką. Innym przykładem sąsiadowania dwóch biegunów kulturowych jest kult cargo, czyli oddawanie hołdu i modlenie się ludów Pacyfiku do samolotów, które widzieli na niebie wierząc, że to ich przodkowie przybywają, by zaprowadzić na ziemi pokój i równość wszystkich ras ludzkich. W tym też celu ludy te budują na wzgórzach lądowiska, ale niestety "biali" zawsze przechwytują samoloty z ich przodkami...

Dokument powstał na początku lat 60tych XX wieku w dwóch odsłonach: Mondo cane oraz Mondo cane II. Cyklem tym G. Jacopetti zapoczątkował gatunek filmów, który nazwano mondo movies.

wtorek, 24 stycznia 2012

Baśnie Etniczne 18+

Mam świetną nowinę dla etnologów i ludzi interesujących się kulturą etniczną na świecie. Mianowicie 9-tego lutego bieżącego roku ukazują się dwie książki wydawnictwa G+J RBA National Geographic z serii Baśnie Etniczne 18+, napisane przez zagranicznych naukowców: Rogera D. Abrahams, profesora folklorystyki na Uniwersytecie Pensylwanii oraz przez Ineę Bushnaq, absolwentkę literatury klasycznej w Cambridge.


Profesor R. Abrahams zebrał opowiadania pochodzące za czasów niewolnictwa plantacyjnego w Ameryce, od Południowego Wybrzeża i Ameryki Środkowej po Karaiby i południe Stanów Zjednoczonych. Dlatego też tytuł prezentowanej pozycji brzmi: Baśnie afroamerykańskie. Historie te obrazują nam codzienne zmagania afrykańskich niewolników na plantacjach i ich sposób na życie w zupełnie dla nich nowej sytuacji i nowym świecie, nie zapominając o swojej kulturze i korzeniach.

Natomiast pani I. Bushnaq zapoznaje nas z opowiadaniami arabskimi. Baśnie arabskie, wybrane z arabskich podań ludowych, ale również co poniektóre osobiście spisane przez autorkę, to podania ludowe ze wszystkich krajów arabskich, od Maroka po Irak. Ponadto każdy z rozdziałów jest opatrzony wstępem zapoznającym czytelnika z kulturą arabską.



----------------------------------------------------------------------------
Wydawnicza cena każdej książki wynosi: 39,90 zł, jednak na różnych portalach zajmujących się sprzedażą książek można dostać obie pozycje w niższej cenie, np.:
BookMaster.pl - 33,80 zł Baśnie Arabskie, Baśnie Afroamerykańskie
Multimedia.chip.pl/Sklep.gala.pl - 35,99 zł Baśnie Arabskie, Baśnie Afroamerykańskie
Oczywiście to, czy internetowy zakup wyjdzie nas taniej od stacjonarnego uzależnione jest od ceny przesyłki (;